Strona Główna

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Mini Road Trip, Dzień 3

Ze snu odrywa mnie budzik Asi. Czyli jednak nie żartowała z tym wschodem słońca... Jest godzina 5.30. Zamykam na chwilę oczy, po czym otwieram je ponownie - Asia wchodzi do namiotu. Zaraz, zaraz – przecież ona była cały czas w namiocie, więc jakim cudem teraz do niego wchodzi ? Aha – znaczy się, że standardowo przysnąłem... 


Pytam czy niebo czyste, żeby podziwiać wschód, no i czy nie pizga zbytnio... Niestety zachmurzone – pada odpowiedź. „To dobranoc” – przekręcam się na drugi bok, zamykam oczy. Po chwili Asia mówi żebym wstawał, bo do Napier jest kawałek drogi i przynajmniej tam można coś ciekawego zobaczyć, nie to co na tym zadupiu, na którym się aktualnie znajdujemy... Otwieram oczy, rozglądam się po namiocie – wszystko rozkradzione!!! Nie ma niczego/nikogo oprócz mnie. Wychodzę na zewnątrz łapać złodzieja, a tam dziewczyny już gotowe do wyjazdu, spakowane, czekają tylko na mnie, a ogólnie, to już były na spacerze po plaży i nawet ten zachmurzony wschód sfotografowały. Jest około 8 rano. A przecież zamknąłem oczy tylko na 5 minut...!

Szybkie złożenie namiotu, w międzyczasie wyskakuje z propozycją napisania podziękowań na kartce dla naszych campingowych wybawicieli. Nie mamy kartki, są ręczniki papierowe. Lepsze to niż nic. Podziękowaliśmy listownie za gościnę, po czym odjechaliśmy. Właściciele terenu jeszcze spali.

Do celu dojechaliśmy około godziny 14.00. Miejscowość Napier znana jest z architektury – tutejsze śródmieście wybudowane zostało w stylu Art-Déco po tym, jak trzęsienie ziemi o sile 7,9 stopnia w skali Richtera z 1931r. obróciło miasto w pył. Była to największa – jak dotąd – katastrofa przyrodnicza w Nowej Zelandii.

Szybki wypad do informacji turystycznej, gdzie dowiedzieliśmy się, że jest tylko jeden parking na którym możemy nocować, a znajduje się on na końcu miejscowości,  trzy kilometry stąd. Znów przyszło nam zaparkować 15m od oceanu z kamienistą plażą. Ogromne fale uderzają w brzeg robiąc przy tym sporo hałasu. Serio – jeszcze nie widziałem tak wielkich fal...Oprócz Nas na parkingu jest około 40 innych aut - wszystkie mniej lub bardziej udanie przerobione na campery :) Pogoda tym razem wyśmienita – słońce grzeje bardzo mocno, nawet pomimo dość silnego wiatru od strony oceanu.

Dziewczyny rozkładają się w kostiumach kąpielowych na plaży i biorą się za opalanie...
Ja natomiast biorę aparat i udaje się na spacer po Napier. 

Szlajanie się po uliczkach, zakamarkach miasta to zdecydowanie mój ulubiony sposób na zwiedzanie miejsc. Zawsze można natrafić na coś ciekawego za rogiem. Tak było i tym razem - znalazłem przypadkiem wąskie schody, zabunkrowane gdzieś pomiędzy budynkami idące stromo pod górkę. Sprawdźmy, co mnie spotka na ich końcu...Lekka zadyszka, ale po 15 minutach w otoczeniu luksusowych domów jednorodzinnych wychodzę wreszcie na koniec ślepej uliczki, za którą rozpościera się widok na Napier. Panoramę dość mocno jednak zasłania mi jeden z tych ekskluzywnych domów. Bogate snoby! Akurat jego właścicielka zupełnie przypadkiem wychodzi przez drzwi i po przywitaniu się oznajmia, że jak chcę to mogę wejść na jej ogród wtedy będę miał pełny widok na miasto; po czym znika w garażu... :) Taki mają tu klimat...


















Wracam na Camping po około 4 godzinach, gdzie wspólnie czekamy na naszą koleżankę Roxanne, zajmując jej miejsce parkingowe tradycyjnie po polsku - wypieprzyliśmy wszystkie szpargały i ściemniamy, że niby robimy porządek. 

Niestety nazajutrz wracamy do Auckland, by Asia mogła odebrać dzień później z lotniska Dawida, Fridę i Anię, tak więc kładziemy się spać dość wcześnie. Szum fal i tym razem działa znakomicie na sen - po 5 minutach już "mnie nie ma". 

Dzień później podobno było można podziwiać wschód słońca (Roxanne i Virginia relacjonowały), ale 'God damn it' - trzeba było wstać o 5.30! Czemu nie może to być o bardziej ludzkiej porze?! Wstaję jednak około 7 i korzystając z dogodnego jeszcze słońca cykam kilka fot. 
Ogarniamy siebie oraz auto, po czym wędrujemy promenadą do miasta po kawę, a później pod prysznic 'na żeton', który wyłącza się po 6 minutach. :) 

Żegnamy się z Francuzkami, po czym wracamy z Asią do Auckland zahaczając jeszcze na chwilę do Huka Falls, koło jeziora Taupo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz